Nowości AvalonuFRANK & MARKFrank&Mark to gra zręcznościowa, częściowo komnatowa, jednak występują w niej elementy charakterystyczne dla "platformówek". Autor starał się tu urozmaicić dosyć wyeksploatowany pomysł, co uwidacznia się zwłaszcza w warstwie graficznej. Niekiedy gorliwość w unikaniu monotonii i białych plam jest moim zdaniem odrobinkę przesadzona - są poziomy wręcz przeładowane różnego rodzaju "ozdobnikami", co czasem zaciemnia obraz planszy i nieco dezorientuje gracza. Poza tym oprawa graficzna prezentuje poziom raczej nierówny - obok plansz ładnych - choć jak wcześniej zaznaczyłam nieco przeładowanych, zdarzają się i takie, które grafik potraktował nieco po macoszemu. Trochę szkoda - według mnie wspomniana dysproporcja wpływa niekorzystnie na postrzeganie całej gry. Zastrzeżenia budzi również animacja postaci - Frank porusza się trochę nienaturalnie - można to jednak złożyć na karb prowadzonego przez niego zbyt osiadłego trybu życia. Właściwe zmagania ze złym czarodziejem poprzedza niebrzydkie intro, wyjaśniające graczowi, w jaki sposób Mark wpadł w tarapaty oraz co trzeba zrobić, by mu dopomóc. Poziom trudności gry nie należy do najniższych - aby zebrać okup za porwanego bliźniaka, trzeba się zdrowo namachać joystickiem. Wskazane plastry na obolały kciuk, a dla graczy bardziej nerwowych - koniecznie dodatkowy joystick. STREETSRozwiązaniem graficznym gra nasuwa skojarzenia z "Operation Blood" - na ekranie przesuwa się celownik, zadaniem gracza jest skierowanie go precyzyjnie na obiekt, do którego należy strzelać i naciśnięcie spustu - przycisku fire. Gracz mało zaawansowany może mieć wiele kłopotów, wymagana jest dobra orientacja w przestrzeni i bardzo szybki refleks. Przeciwnicy pozbawieni są jakichkolwiek skrupułów. O animacji trudno cokolwiek powiedzieć - nie ona jest tu najważniejsza. Najbardziej ogólne podsumowanie sensu gry - strzelaj lub giń. Osobnicy cierpiący na nadmiar negatywnych emocji mają doskonałą okazję do ich wyładowania. HAWKMOONNie mam zamiaru opowiadać tu całej legendy, zdradzę jedynie, że w efekcie tego spotkania Johnnie wyruszył na ciemną stronę Księżyca, by przeżyć tam niezwykłą przygodę. Jaką? Tego dowiedzą się tylko ci, którzy złapią za joystick, by towarzyszyć przemytnikowi w jego trudnej i niebezpiecznej wyprawie. Jej celem jest zebranie ośmiu części rozbitego talizmanu, które rozrzucone są po częściowo zrujnowanym mieście, pełnym najrozmaitszych pułapek. Poszczególne elementy tworzące wystrój plansz w grze przedstawiono z dużą starannością i dbałością o szczegóły. Warto podkreślić, że obiekty są dosyć duże, dzięki czemu plansze nie świecą pustkami i nie stwarzają wrażenia, że ich autorowi nagle zabrakło inwencji. Na uwagę zasługuje estetyczne i pomysłowe wykonanie liczników na dole ekranu, obrazujących poziom posiadanej przez gracza energii. Otaczają je dwa znakomicie narysowane, groźnie wyglądające stwory, które mnie skojarzyły się z bazyliszkami. Postać i animacja bohatera również została ładnie przedstawiona, dzielny przemytnik zyskał słuszne rozmiary, dzięki czemu me robi wrażenia zagubionego w labiryncie słabeusza. Wygląda raczej na groźnego wojownika, który dąży do wyznaczonego sobie celu, nie bacząc na jakiekolwiek przeciwności. Pewną zagadką był dla mnie strój bohatera, ani trochę nie przypominający kosmicznego skafandra (na powierzchni Księżyca, jak wszyscy wiemy, panują warunki raczej mało sprzyjające spacerom w czymś przypominającym kąpielówki). Być może jednak tajemnicze miasto, po którym porusza się Johnnie, ma jakąś atmosferę? Pewne zastrzeżenia budzi oprawa muzyczna - wplecione zostały w nią elementy kojarzące się z marszem pogrzebowym. Rzecz to zrozumiała w przypadku pojawiania się znienawidzonego przez wszystkich graczy napisu "Game Over", jednak w trakcie gry, gdy Johnnie radzi sobie doskonale i nie grozi mu żadne wielkie niebezpieczeństwo, smutne tony wydają się odrobinę nieuzasadnione. Na szczęście w dalszej części gry muzyka "rozkręca się" i brzmi bardziej optymistycznie. Basia
|