SnookerNa samym początku dysponujesz 21 bilami. Piętnaście jest czerwonych. Reszta to po jednej: fioletowa (lub lila, jak kto woli), niebieska, żółta, różowa, zielona oraz granatowa. Dla wygody będziemy bile inne niż czerwone nazywali "kolorowymi", zaś te czerwone (których jest piętnaście) - zwykłymi. Przyczyna tak nieuprzejmego potraktowania czerwieni zaraz się wyjaśni. Otóż "zwykłe" pełnią rolę pariasów, niewiele znaczących nędzarzy, przeszkadzających zdawałoby się w wysublimowanej potyczce właściwych "kolorów". Trochę to dziwnie zabrzmiało, ale taka właśnie rola czerwieni przypadła w tej grze. Aha, poza tym na stole jest jeszcze bila biała, za pomocą której wbijasz resztę w łozy - czyli w otwory w bokach i rogach stołu. Najpierw masz możliwość ustawienia białej bili. Musisz się zmieścić w wyrysowanym na suknie półkolu. Poza tym dowolność zupełna. W następnym kroku wycelowujesz w jedną z czerwonych ("zwykłych") bil, nastawiasz siłę uderzenia (ewentualnie pocierasz koniec kija kredą, aby wyeliminować poślizgnięcie się kija na kuli), po czym, mówiąc oględnie, traktujesz białą bilę siłowo. Jeśli poprawnie wycelowałeś, biała powinna trafić w jedną ze zwykłych bil. Gdy jako pierwsza zostanie uderzona któraś z kolorowych, tracisz ruch na rzecz przeciwnika - jest to nieprzemijająca zasada w tej grze. Wtedy przeciwnik decyduje, czy pozwolić Ci grać, czy też samemu podjąć walkę. Na ogół wybiera to drugie... Trafiłeś czerwoną? Dobrze. Gdy po tym jedna z czerwonych wpadnie do łozy, zarobiłeś punkt i masz okazję nie dopuścić przeciwnika do głosu. Ale uwaga: jeśli oprócz czerwonej wbiłeś kolorową - tracisz ruch, niestety. Co się dzieje, gdy już umieściłeś zwykłą bilę w łozie? Możesz zarobić dodatkowe ekstra punkty. Następnym bowiem etapem jest wbicie jednej z kolorowych bil; której - to zależy do Ciebie. Każda dodaj e Ci stosowną ilość punktów, inną dla różnych kolorów. Masz ją wbić, do dowolnej łozy. I tym razem nie możesz (przez przypadek) wbić innej - wtedy stracisz ruch. Wbiłeś kolorową? OK. Następuje teraz rzecz na pierwszy rzut oka dziwna: wbita kolorowa bila wraca na stół. Każda z tych bil ma swoje miejsce na stole i na to miejsce wraca po każdorazowym wbiciu. Przyjrzyj się stołowi przed rozpoczęciem gry - bile są rozmieszczone nieprzypadkowo. W bita kolorowa bila pojawiła się na swoim miejscu. Teraz wracamy do punktu wyjścia - wbijasz czerwoną. Nie ustawiasz już białej kuli tak jak na początku; "walisz" z tego miejsca, w którym się znajduje. Gdy wbijesz czerwoną, znów wybierasz kolorową i tak w kółko, aż się czerwone skończą. Bo bile "zwykłe" nie wracają na stół - jak na pariasów przystało, poprzez ich wbicie masz możliwość zajęcia się bilardową arystokracją, czyli bilami kolorowymi, dającymi dość duży dochód punktowy. Gdy czerwone bile już się skończyły, zaczyna się finał walki. Po wbiciu ostatniej czerwonej po staremu masz możliwość wbicia dowolnej kolorowej. Gdy to uczynisz, dalsze postępowanie jest ustalone, gdyż na stole pozostały tylko bile kolorowe. Wbijasz je w następującej kolejności: żółta, zielona, różowa, niebieska, fioletowa (lila, jak kto woli) i na końcu granatowa. W tym etapie walki kule nie wracają już na stół. Po tym wszystkim gra jest zakończona i przeciwnicy sumują swoje punkty. Wygrywa oczywiście ten, kto ma punktów najwięcej. Jeśli przydarzy Ci się wbić białą, powraca ona na wyjściowe półkole, można ją w granicach tego półkola przesuwać, gdy taka potrzeba zaistnieje. Ten cały opis dotyczy jednej z najpopularniejszych odmian gry w bilard, zwanej SNOOKEREM. Ponieważ znajomość zasad jest mniej popularna, stąd przytoczyłem reguły; nie są one proste jak budowa cepa - od pierwszego poznania. W praktyce szybko wchodzą w krew i gra się całkiem przyjemnie. Snooker na ST został wyprodukowany przez Virgin Games. Program jest, co tu dużo mówić, rewelacyjny. Grafika trójwymiarowa, efekty muzyczne, dźwiękowe i jakie sobie jeszcze możesz, Czytelniku, wymyślić. Najlepiej sterować myszą, ale i z klawiatury pograsz sobie bez problemów. Z początku główne menu może przyprawić o rozdwojenie jaźni, ale po pewnym (dość krótkim) czasie schizofrenia zanika, orientujesz się znakomicie co, do czego, po co i dlaczego. Animacja nie ogranicza się do przesuwania kija i przemieszczania bil. Cały stół się porusza, możesz go przybliżać, oddalać, ustawiać pod dowolnym kątem. Gdy sobie wyobraziłem tę ilość obliczeń, jakie program musi dokonywać przy tego typu operacjach, wpadłem w jeszcze większy zachwyt. Wytłumaczenie jest tylko jedno: po załadowaniu gry do pamięci do komputera wchodzi malutki krasnoludek, wkłada korbkę do procesora i kręcąc nią przyśpiesza jego pracę. Po prostu ruch jest zbyt płynny, by sam komputer to wszystko obliczał bez pomocy z zewnątrz. W dodatku nie ma w grze efektów specjalnych innego zgoła rodzaju, które nader często występują w innych symulatorach bilarda, a mianowicie niespodziewanych zahamowań w ruchu bili, przesuwania po łuku (gdy bila nie obraca się jest to dość dziwne), odbijania się niezgodnie z prawami fizyki. Możesz obserwować ruch bili albo z lotu ptaka, albo podążać za nią wzrokiem (wtedy na piktogramie uderzenia musisz trzymać kursor myszy i wciskać jej klawisz), albo wreszcie spoglądać znad stołu, czekając na uspokojenie się kul. Jest jeszcze jeden "bajer": gdy nic nie robisz przez jakiś czas, po ekranie zaczynają spacerować muchy. Gdy i to nie zmobilizuje Cię do zrobienia czegoś konkretnego, bile ożywają, strojąc do Ciebie różne nieprzystojne miny, z pokazywaniem języka włącznie. Grasz z "żywym" przeciwnikiem lub z komputerowym. Tego drugiego nie polecam. Nawet najsłabszy (a jest ich kilku) da Ci takiego łupnia, że zdecydujesz się na grę z sobą samym. Jednak dla ludzi lubiących pokonywać trudności trening gry z programem przynosi duże efekty, choćby przyzwyczajenie się do specyfiki celowania. Gdyż każdy symulator bilarda ma swoją specyfikę. Polega ona na tym, że, w skrajnym przypadku złego programu, po trafieniu w środek, bila odskakuje na bok w przypadkową stronę. Opisywany Snooker jest tej wady pozbawiony. Ba! wręcz odczuwa się twardość materiału, z jakiego są wykonane bile oraz boki stołu. Trzeba tylko "załapać", jak mocno uderzyć, by bila potoczyła się na odpowiednią odległość. A tak w ogóle to program ma jedną wadę: bile przesuwają się po suknie, zamiast toczyć właśnie. Kule są tak idealnie czyste i równomierne, że ich obrotów nie widać. Gdyby jeszcze to zostało uwzględnione przez twórców programu, złudzenie rzeczywistej gry w realny bilard byłoby całkowite. Ale, nie czepiajmy się szczegółów... Paweł Bodziacki
|