I ZNOWU TE MYŚLIWCE...Program F-15 jest kolejnym - po F-19 - opisywanym przeze mnie symulatorem myśliwca. Został on stworzony przez tę samą firmę co poprzedni, ale oba symulatory podobne są do siebie tylko na pierwszy rzut oka. I tu, i tam problemy grającego są te same: wykonać wyznaczone zadanie, a potem przyjemność, czyli zestrzelenie i zburzenie innych wrogich obiektów. Jednak na tym podobieństwa się kończą. ![]() Po drugie, wybierasz rejon operacji. Jest ich więcej niż poprzednio: Libia, Zatoka Perska, Wietnam, Środkowy Wschód, Środkowa Europa oraz Skandynawia. Stopnie trudności nie są zbytnio zróżnicowane, w dużej mierze zależą od ilości radarów. Jeżeli Twój cel jest przez nie otoczony, dosięgniesz go z pewnymi problemami, gdyż "radary" strzelają bez opamiętania (nie wspominając o samolotach otaczających Cię prawdziwymi chmarami). Tak więc zmniejszysz wydatnie ryzyko likwidując stacje radarowe. Trudność jest związana z typem pilota. Poczynając od weterana, nie zawsze można za pierwszym razem trafić w cel Maverickiem (gdy jesteś tylko pilotem, to też się zdarza, ale dla weterana jest to raczej reguła). Jesteś zmuszony więc zataczać kręgi, przez to dłużej narażasz się na trafienie czymś brzydkim. Misje są tylko typu powietrze-ziemia: musisz zniszczyć dwie instalacje naziemne. To, co u-strzelisz w powietrzu jest tylko rozrywką (za dodatkowe punkty oczywiście). Twórcy programu zadbali o urozmaicenie podróży. Najpóźniej minutę (czasu twojego, spędzonego przy komputerze) po starcie, już masz towarzystwo. Elementem nieustającym jest obecność nad lotniskiem, z którego rozpoczynasz misję, samotnego MIG-a, F-1 lub F-5. Akurat po to, byś dla wprawy zestrzelił ptaszka. ![]() Zlikwidować można wszystko: od wioski, przez lotniska aż do radarów. I tu niespodzianka: obcy radar z łatwością zlikwidujesz... z broni pokładowej. W tym celu wznosisz się na dość dużą wysokość, po czym pikujesz w jego stronę; gdy już go widzisz, strzelasz. Trzeba trafić. O wiele łatwiej się ląduje. Włączasz autopilota, on Cię doprowadzi do przyjaznej bazy i sam wyląduje. Gdy nie ma czasu (autopilot działa według ustalonego algorytmu, np. musi oblecieć lotniskowiec, a kiedy siedzi Ci na ogonie pięciu wrogów i w dodatku zbliża się jeszcze kilka rakiet, zezwolenie na tak dostojny lot jest raczej samobójstwem), tak więc gdy nie ma czasu, wystarczy dolecieć do lotniska (swojego!) i w miarę łagodny sposób (wysuwając podwozie) podejść do lądowania. Włączy się wtedy automatyczny system lądowania i samolot sam załatwi resztę. ![]() Bardzo przyjemną własnością programu jest możliwość wskazania autopilotowi, gdzie ma skierować samolot: pierwszy cel, drugi lub najbliższa przyjazna baza. Bardzo to pomaga, gdy tracisz orientację, gdzie góra, a gdzie zachód. U góry ekranu jest podziałka kątowa, zaś nad nią przesuwa się wskazówka. Informuje ona, w którą stronę masz skręcić, by znaleźć się na kierunku ustawionym dla autopilota, gdy ten jest wyłączony. Poza tym, gdy w prawym oknie - tym identyfikującym namierzony cel - pojawi się jego, tzn. celu, wizerunek, pod nim podany jest azymut. Dzięki temu od razu wiesz, dokąd lecieć. Te informacje, cały czas widoczne na ekranie, w dużym stopniu ułatwiają poruszanie się w powietrzu. F-15 jest symulatorem innej klasy niż F-19. Grając czułem się mniej samodzielny, ale F-15 jest bardziej bezpieczny. Niczego jednak nie dostaje się za darmo. Możesz się katapultować bezkarnie tylko dwa razy. Za trzecim zostajesz przeniesiony do rezerwy, do pracy przy biurku za zniszczenie trzech bardzo drogich samolotów. W F-19 nie ma tego ograniczenia. Tak więc, gdy chcę przeżyć pasjonującą przygodę walki powietrznej, gram w F-15, zaś gdy chcę się rozerwać bardziej, hm, intelektualnie, uruchamiam F-19. Oba programy warto mieć w swej kolekcji. Paweł Bodziacki
|